30-07-07 (pon.)
Jiuhua Shan. Udało się za darmo w hoteliku zostawić bagaże. Nieco nam się traska pomyliła (tak się dobrze szło), ale na pomoc przyszedł busik ;)! Podążamy na szczyt wschodnim wejściem. Wiele świątyń tutaj faktycznie działa. Są wiele bardziej klimatyczne niż w Huang Shan, widać mnichów, mniszki (ubrane jak mnisi), wiele knajpek / noclegowni mija się po drodze (warunki bardzo podstawowe, ale pewnie tanio). Tutaj również można sobie zafundować (w ramach pielgrzymki ;)) wjazd kolejka linowa na jedna ze świętych gór.
P: Przy świątyni blisko szczytu spotykamy Szweda (Lars) wraz z azjatycka małżonką.
Mimo grzmotów wchodzimy na najwyższą górę. Mały Chińczyk w klapkach biega po górach koło nas jak kozica, co nas w kompleksy nieco wpędza... ;)
Schodzimy, by zdążyć odebrać Krzycha. Autobusem do dolnej stacji parku (wejście). Dostaję właśnie telefon od Krzycha, że jest już na górze! A ja na dole... Po negocjacjach udaje mi się nie płacić za autobus jadący znów do wrót parku. Udało nam się spotkać z Krzychem, a wszyscy się śmiali, że miejsce spotkania będzie „ przy murze chińskim” ;)! Żłopiemy piwko na tę radosną okoliczność na Laojia (stara ulica). Dosiada się Xuqing (Chińczyk). Prosi, czy mógłby z nami się jutro w góry wybrać – no dobra ;)...
Tym razem już obczailiśmy w czasie dziennych wędrówek lepszą miejscówkę na namiot, na jakimś gruzowisku, blisko centrum J!
31-07-07 (wt.)
Jiuhua Shan. Pobudka ok. 6:00. Zostawiamy plecaki w hotelu (innym niż poprzednio). Na śniadanko wcinamy pierożki, michę płynnego ryżu, jajco i tofu – całość za 5Y J! Po telefonie spotykamy się z WuXing. Objaśnia nam symbolikę poszczególnych Buddów. Guanyin jest na przykład od płodności (kobiety, które chce mieć synów proszą ją o to), a także od pokoju.
Tym razem wybieramy wejście zachodnie. Po drodze mijamy również świątynie i jaskinie, lecz nie w takiej ilości, jak przy wschodnim wejściu. Znajdujemy super miejscówkę na kąpiel, wraz ze skakaniem i prysznicami (wodospady) ;)! Z powodu wzmożonej koncentracji na parcie do przodu, minęliśmy zejście w prawo (koło zagospodarowanego miejsca – daszek, schody), ale za to widzieliśmy trzy inne szczyty (koniec szlaku). Nasz Wuxing nieco się zmachał wedrując z nami, szczególnie, że się z jeansach wybrał. Kończył wyprawę z slipach ;)! Docieramy na szczyt, ten co poprzedniego dnia (ale Kris nie widział) i schodzimy szlakiem, którym poprzedniego dnia wchodziliśmy. Po drodze upatrzone już miejsce z „basenikiem” (szambikiem;)) w potoku, gdzie rozochoceni poprzednią kąpielą postanawiamy się schłodzić. Ucztujemy tez za ok. 50Y na cztery osoby.
P: do teraz Krisa nogi bolą ;)
Food – generalnie jedzenie nawet w restauracjach jest tanie. Jedzenie pierogów / pyz na ulicy na śniadanie może się znudzić… Można wielu egzotycznych rzeczy spróbować (np. mango J, dragonfruit). Podróżując z plecakami nieco szkoda czasu na codzienne długie celebrowanie posiłku jednak ;)…
Jako zapychacz najczęściej zamawia się ryż lub makaron oraz dodatki („lepszejsze”) – wszystko na obrotowym stole. Zazwyczaj ilości są gigantyczne, wiec lepiej mniej zamówić, jeśli chce się od tego stołu jeszcze wstać ;). Miłe jest, że herbatę dają praktycznie bez ograniczeń ;).
W Chinach wpadli tez na coś, na czym miałem zbić fortunę w Polsce, a mianowicie na napojach mlecznych – acydofilnych ;)! Pyszniutkie owocowe mleczka za 3-4Y z lodóweczki!
Piwo raczej jest mizerne i zdarza się, że nawet go do lodówy nie ładują...
Jest też mnóstwo przydatnych dla podróżników suszonych orzeszków, owoców, warzyw (np. fasola) często w dziwnych sosach, z dziwnymi przyprawami (mi smakowały) 2-3Y.
Owoce można nabyć pojedyncze najczęściej za 1-2Y (1Y banan, 2Y asian pear – gruszko-jabłko). Oczywiście lepiej kupować na wagę większą ilość, niż pojedyncze sztuki – taniej.
Wrzątek można otrzymać w takich miejscach jak: dworce, pociągi, świątynie – choć nie zawsze jest...
W jednej ze świątyń paradował całkiem uroczy kogut J! Super to kontrastowało z posągiem Buddy obok! J
Jako wymagający biali turyści, mimo, że dość późno już zeszliśmy z gór, udało się nam przekonać obsługę (telefonicznie – Wuxing oczywiście), żeby przysłali nam autobus J! Zabieramy plecaki (tym razem już pan zapragnął na nas zarobić) i podążamy na autobus, który miał niby być o 21 dowożący do wejścia do parku. Po jakimś czasie tracimy nadzieję, że przyjedzie i udajemy się na reklamacje do pobliskiego biura (24h).
I: ciekawym jest, że w wielu zawodach ludzie praktycznie są 24h/dobę w pracy. Śpią po prostu w miejscu pracy. Mają parawanik, łóżeczko i w razie jak ktoś przyjdzie po nocy śmigają w eleganckiej piżamie ;). Tak było i w naszym przypadku! ;)
Telefonik uczyniony przez mila panią i już za chwile zjawia się autobus J!
Jest ok. 22. przy wejściu też wszyscy szykują się do spania. No to my za ich przykładem. Centralnie rozbijamy namiot (a raczej sama moskitierę) na parkingu J.
01-08-07 (śr.)
Jiuhua Shan. Wstajemy tradycyjnie wcześnie, bo o 7:00 autobus do Wuhan (129Y). Puszczają znów film kung fu Nieustraszony („Fearless”) z Jetem Li. Około 15:30 docieramy do Wuhan. Po drodze ok. 12 przerwa na obiad. Chińczycy sztywno trzymają się rytuału posiłkowania o tej właśnie godzinie.
W Wuhan rozbijamy się taxami, bo zależy nam, by zdąrzyć na jakiś środek transportu tegoż dnia (2x: 9Y i 17Y). Najpierw do innego dworca, zaś na przystań promów.
O: Ctrip pomogą tylko w rezerwacji pokojów, samolotów i wycieczek. Nie pośredniczy w rezerwacji biletów. Z naszego późniejszego doświadczenia w Pekinie wynika, że ceny z ich ofert pozostawiają wiele do życzenia budżetowemu turyście, wiec my w ogóle z ich usług nie skorzystaliśmy. Szkoda pieniędzy na telefon...
Brak miejsc na pociąg do Chungqing, do Yichang już odjechał.
Prom na druga stronę rzeki (1Y).
Spływy po Jangcy zaczynają się za Yichang (za tamą). Promy pływają albo do Chungqing, albo Fengjie i z powrotem. W biurze turystycznym oferta za 550-650Y w 6-os. pokoju. Żart... ;)
Jedziemy autobusem do Hankou Railway Station. Kupujemy bilety na następny dzień do Yichang.
Próbujemy noclegu od „babuszki”. Miejsce nędzne (chyba najgorsze, w jakim spaliśmy), choć jest klima i prysznic (90Y / pokój, w tym 10Y dla „babuszki” za doprowadzenie). Pamiętać należy, że Chińczycy raczej śpią na twardych łóżkach (bambusowa makatka na desce). Podstawa w pokoju jest klima, bez której trudno w ogóle tam egzystować! :) Łazienki są łączone z ubikacją :)! Mieliśmy też maskotkę w pokoju w postaci karalucha giganta, ale gdzieś się nad ranem zawieruszył... ;)
Urządzamy sobie spacer slumsami Wuhan (w sumie to tam spaliśmy) - mnóstwo małych straganików na ulicy. Zabawne jest to, że syfik to równoległa ulica do mega komercyjnej, z firmowymi sklepami, po prostu nieco w głębi... Bronxy mają ten plus, że jest tanio. Posilamy się arbuzem na krawężniku wraz z mieszanka ulicznej woni i innymi specjałami (2-3Y).