Geoblog.pl    micwasik    Podróże    Azja Południowo-wschodnia (Tajlandia, Laos, Kambodża) 2008/2009    LAOS. Huay Xai, Pakbeng.
Zwiń mapę
2008
15
gru

LAOS. Huay Xai, Pakbeng.

 
Laos
Laos, Pak Beng
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9729 km
 
http://www.picasaweb.google.com/micwasik

LAOS

Termin: 15.XII.2008 – 01.I.2009.

Wiza: 30 USD na granicy.

Waluta: kip. 1 USD = 8.500 LAK.

Miejsca i ludzie: przekroczyłem granice Chiang Khong (Tajlandia, północny-wschód) / Huay Xai (Laos). Spotkałem tam Craiga, Anglika, znajomego z Chiang Mai. Az do Vientiane podróżowaliśmy razem po Laosie. Z Huay Xai udałem się w rejs po Mekongu, który trwał dwa dni (z noclegiem w Pakbeng, gdzie dobiłem do „trzydziestki” ;)). Miejscem docelowym był Luang Prabang (u armatora 920 THB lub 220.000 LAK, ~ 85 PLN). Zdecydowaliśmy się z Craigiem na treking na północy Laosu, miedzy innymi kuszeni wizja spotkania mniejszości etnicznych – plemion górskich. Z Luang Prabang udaliśmy się do Luang Nam Tha (autostop nie działa w Laosie – dajcie sobie spokój – szkoda czasu i może się trafić, ze „dobrodziej” zażąda zapłaty wyższej niż za publiczny autobus. Nie trzeba płacić oczywiście, ale jakoś nieprzyjemnie zaś...). Z Luang Nam Tha pojechaliśmy do Muang Sing (bardzo zimno w nocy). W autobusie spotkaliśmy Anglika Adama i Francuzkę Karen. Na północ od Muang Sing odbyliśmy treking po okolicznych wioskach. Z Muang Sing ta sama droga wróciliśmy do Luang Prabang, skąd udaliśmy się do Vang Vieng. Stamtąd do stolicy – Vientiane, gdzie spędziliśmy Święta Bożego Narodzenia i rozstaliśmy się z Craigiem (musiał odebrać chińską wizę w Luang Prabang). Ja udałem się do Pakse, gdzie miałem nadzieje na kolejny trekking w nieco cieplejszym klimacie. Następnie udałem się bezpośrednio na Cztery Tysiące Wysp (Four Thousand Islands), gdzie obchodziłem Nowy Rok z Alonem i Aronem (Izrael). Granice przekraczałem na południu Laosu kupując bilet na wyspach bezpośrednio do Phnom Penh, Kambodża (12 USD, choć można za 11 USD).

Spanie: ze względu na towarzysza (dzielenie kosztów noclegu na dwóch) oraz cenowa dostępność guest house'ów, a także skuteczne negocjacje cenowe korzystaliśmy z bazy noclegowej, raz jeden z namiotu.

Jedzenie: zasadniczo z mojego doświadczenia żarełko podobne do tajlandzkiego, choć najtańszy uliczny posiłek minimalnie droższy od tego w Tajlandii. Lepki ryz (sticky rice) w bambusie był ciekawostka oraz sandwiche w Luang Prabang (10=>8.000 LAK – kip = nieco mniej niż 1 USD).
Na Cztery Tysiące Wysp ryneczkowe jedzenie jest dość rzadkie i często korzysta się z restauracji, gdzie oczywiście ceny są nieco wyższe.
Już w Pakbeng można się natknąć na pieczone szczury J!
Beer Lao jest kultowym napitkiem – jak na piwo nawet dobre (pewnie piwosze mnie przeklną ;))!

Transport: daj sobie spokój ze stopem. Bus publiczny – uwaga! W większości przypadków głównie rano wyjeżdżają i mimo tego, ze Laos jest stosunkowo nieduży podróż trwa wieki i publiczne autobusy są mało komfortowe. Ku mojemu zdziwieniu chyba jednak czasem taniej wychodzi rezerwowanie przejazdów w „hubach” turystycznych. Mila rzeczą jest, ze w cenę jest wliczony dowóz do np. dworca autobusowego.
Laotańczycy kiepsko znoszą jazdę autobusem – haftują jak najęci! ;) Jak masz pecha to załapiesz się na „kwadrofonie” – sound effecty z czterech stron ;)!
Nie jest rzadkością karmienie piersią w „marszrutce” – bez krępacji;)!


Huay Xai.
To miejsce się tylko mija – tranzyt.
Bilety na szybka / wolna łódź (speed / slow boat) można kupić po obu stronach granicy. Taniej jest oczywiście w Laosie, choć różnica miedzy agencja a bezpośrednim przewoźnikiem jest naprawdę niewielka.
Do przystani jest naprawdę niedaleko – 10 min. Można - nie trzeba - brać tuk tuka.
Kantor na granicy oferował najlepszy kurs wymiany USD na kipy na jaki trafiłem w Laosie, wiec jeśli ktoś chce wymieniać pieniążki to właśnie tutaj. Ponadto bankomaty są ogólnodostępne (chyba, ze się akurat popsuja, jak nas trafiło w Luang Prabang ;)).


Pakbeng.
Kolejne miasto wyłącznie noclegowo-tranzytowe. O 22-ej koniec elektryczności / prądu. Fajny klimat oglądać ludków siedzących przy świecach w domach ;)!
Rejs po Mekongu jest naprawdę miły i obawiałem się, ze zanudzę się na śmierć, a jednak podróż minęła bardzo przyjemnie i wysiadając w Luang Prabang miało się odczucie: „Co?! To już jesteśmy?!” ;). Lodka jest w 95% wypełniona farangami (południowo-wschodnimi „gringo” ;)).
Można wykupić łódkę tylko do Pakbeng i tam przesiąść się na autobus jadący na północ, jeśli komuś droga akurat tamtędy wypada. W sumie byłoby to bardziej optymalne rozwiązanie ze strony logistycznej, ale sam rejs był przygoda sama w sobie, wiec nie żałuje J.
Restauracje serwują muzyczkę pod publikę zachodnia: Manu Chao, Bobby, Jack Johnson. Tak właśnie swa „trzydziestkę” spędziłem J!
Miłym wydarzeniem było spotkanie przeuroczej Polki na łódce, która z zawodu jest przewodnikiem, a właśnie odbywała samotna podróż po Azji Południowo-wschodniej
(mimo - jakby to ująć... sporego doświadczenia ;)?!).
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
micwasik
Michal Wasik
zwiedził 7% świata (14 państw)
Zasoby: 138 wpisów138 0 komentarzy0 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0