Pattaya.
Była raczej miejscem, gdzie zdobyłem informacje dot. dalszej części podroży. Samo miasto nie podobało mi się, mimo kilku miłych chwil w towarzystwie osiadłych tam Rosjan.
Miasto słynie głównie z resortów oraz seksturystyki.
”High lightami” był widok na miasto ze wzgórza, pierwsza jazda motorkiem, puszczanie nocą latawców podgrzewanych ciepłym powietrzem, pierwsze świątynie buddyjskie (m.in. 20 km od Pattayi oddalona Anek Kusala Sala – Viharna Sien, 50 THB) z makabrycznymi przedstawieniami kar za grzechy po śmierci oraz świątynia chińska z posagami 19-u stylów kung fu Shaolin.