17.09.2008 (czw.)
bus Cartagena - Medellin (85.000 COP - super drogo, 12h)
Rano, ok. 9-ej przybyłem do Medellin. Zaraz szybciutko załadowałem się w autobus do Santa Fe de Antioquia (9.000 COP, prawie 2h).
Miasteczko jest z serii Saleto, Villa de Leyva, Barichara. W plebiscycie na najładniejsze dla mnie zwycięzcą jest Salento, choć Villa też ma klasę :)!
S.F.d.A. to kolonialne miasteczko, zaledwie kilka „kwadr” do przejścia, 4 kościołki (zazwyczaj zamknięte ;)).
Oddalony o ok. 5km jest Puente de Occidente (most). Maszerując w jego kierunku, zdarzyła się rzecz niespotykana - zatrzymały się eleganckim jeepem dwie urocze dziewczęta, oferując mi podwózkę (bez żadnego “machania” :))! Bardzo milo! Okazało się, że Maria mieszka w Medellin i obwozi Belgijkę, mieszkającą w Londynie po okolicy! Obejrzeliśmy bardzo ładny most linowy i zjedliśmy lunch! Następnie udaliśmy się autem do pobliskiej wioski (nie pamiętam nazwy - brak w Lonely Planet) i dziewczęta zostawiły mnie w Santa Fe de Antioquia. Miałem możliwość zabrania się do Medellin, ale nie mogłem się dodzwonić do Fernando.
Dokończyłem zwiedzanie miasta, wraz z widokami wieczornymi, dziękczynną wizytą w kościółku o 19:30 (trochę też w ramach “zabicia czasu” przyznaję) i na jakimś pastwisku rozbiłem cichcem namiot :)!
Tegoż dnia próbowałem mamoncillo - wygląda jak winogrono zielone, z wielką pestką w środku, nieco kwaskowate.
Tamarindo - mniam ;)! Co to było?!
18.09.2008 (czw.)
Santa Fe de Antioquia. Pole
Od 6-ej wyglądałem busika do Medellin, ostatecznie przybył ok. 6:40 (9.000 COP, prawie 2h).
MEDELLIN - rutynowo zacząłem od informacji turystycznej. Nie jest to miasto bardzo turystyczne. Jest nowoczesne, super sprawnie się można przemieszczać, jest czysto i chyba w miarę bezpiecznie, a najlepsze jest to, że dla Kolumbijczyków tu wciąż jest wiosna, dla nas lato :)! Piękny klimat, wysokość chyba 1.200 - 1.600 m n.p.m..
O 11-ej byłem u Fernando w biurze - Alcandia. Nieźle się namęczyłem, by tam wejść - 1.000 kontroli (jak się wjeżdża autem oglądają lusterkiem podwozie, czy nie ma bomby ;))!
Fernando od początku (nawet korespondując) zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, które podczas wizyty potwierdził :)!
Niestety tutejsza “manana” spowodowała, że trochę musiałem czekać, ale pożytecznie wykorzystałem ten czas na zaległości netowe.
O 14:00 poszliśmy na Plaza Grande na obiad (10.000 COP).
Zaś Fernando pracował, a ja szwendałem się po mieście - tak naprawdę nie ma wiele do zaoferowania turystom, ale zapewne standard życia jest wysoki.
O 17/18 udaliśmy się do firmy z XXIII w. ilimitada S.A. Super ciekawe business spotkanie - nowoczesne technologie komunikacyjne - firma IT! Super ciekawe również, jakimi kanałami można teraz dotrzeć do “klienta”: sms, mms, telewizja, telegazeta - wszystko zintegrowane i w czasię rzeczywistym :)! No i ekspresja latino-szefa :)! Show jak 150x! J
Jedyny smutek, że tego dnia, po raz pierwszy od dawna poczułem się jak w pracy… Biuro, spotkanie…
Wcale to nie było przyjemne uczucie… Lepiej podróżować :)!
Szukam sponsorów!!!
Na kolację udaliśmy się do znajomego Fernando, który nas uraczył kremem z pomidorów i świetnym spaghetti.
19.09.2008 (pt.)
Medellin. Fernando
O 10-ej miałem się spotkać z ks. Mariuszem (Palotynem), ale przesunęliśmy spotkanie na 13-ą.
W międzyczasie odwiedziłem dzielnicę tanga w Medellin (! niespodzianka :)!) - Manrique. To właśnie tutaj umarł Carlos Gardel i znajdziemy tu jego muzeum - dom. Niestety pani, która doglądała tego dobytku akurat wyszła i mimo półgodzinnego oczekiwania nie pojawiła się, więc wejść do środka się nie udało :(… Ale mam fotki z ulicy ;)!
Z ciekawych wydarzeń odwiedziłem fryzjera (5.000 COP) i zostałem obsłużony bardzo kompleksowo, łącznie w goleniem ;)! (piszczelem ;))!
Po drodze na ul. Junin zrobiłem zakupy, bo rzeczy się “kończą”: pantanlony (spodnie) (32.000 COP, ok. 40 PLN) i koszulka (10.000 COP, ok. 12.50 PLN).
O 13-ej stawiłem się u bardzo sympatycznego ks. Mariusza! Uraczył mnie wyśmienitym obiadem, wyborną kawą. Najważniejsza była jednak spowiedź (ostatnia 5 m-cy temu) i jakoś wiele lżej na duszy ;)!
Niespodziewanie trafiła się całkiem porządna burza i po oczekiwaniu pod folią ok. 45 min. udało się wyjść na metro do Alcandia.
O 15:45 wraz z Fernando i Alejandro (pracują dla miasta) pojechaliśmy do dzielnic Granizo i Poblado oglądać murale (ścienne grafitti). Po drodze odwiedziliśmy panaderię (nie tylko ja jestem ich fanem ;)), a na zakończenie wstąpiliśmy do Latin-jazz&salsa baru (mega klimatyczny). Ciekawostką jest, że taka wizyta jeszcze kilka lat temu nie była by możliwa, bo były to dzielnice o wysokim poziomie przestępczości (broń, narkotyki).
Wieczór spędziliśmy w towarzystwie partnerki Fernando przy miłej kolacji z winkiem :)!
20.09.2008 (sob.)
Medellin. Fernando
Dzisiejszy dzień zaczęliśmy o 7-ej rano od treningu tai chi w parku, niedaleko domu! Super! Ciekawe jest, że wiele jest elementów wspólnych z innymi szkołami kung fu!
Sklep z artykułami do sportów walki:
www.artesmarcialesilyong.com
pancerz Tea kwon do (adidas) - 120.000 COP
rękawice “chwytne” - 60/70/120.000 COP
judoka/gi nieb. - 160.000 COP
spodnie kung fu - 35.000 COP
Zaś mieliśmy zjeść obiad z synem Fernando, ale nie można było się z nim skontaktować i koniec końców się nie doczekaliśmy.
Pojechaliśmy za to do centrum komercyjnego (jak egzotycznie ;)), by się uraczyć pantaconem (platano verde) w wersji tipico :)! Banan przekształcony jest w chrupiącą, cienką warstwę ciasta, a na górę się ładuje, co “wlezie”: mielone mięso, aguacate itp.
Następnie udaliśmy się na zasłużony odpoczynek do domu.
Fernando musiał wyjść do pracy (w sobotę 19-22 ;)!), a po jego powrocie odebraliśmy Bertę (partnerka) i pojechaliśmy na “rumbę“!
Najpierw w Envigado zjedliśmy “kaszankę” z “arepa” (”morcilla&arepa“), które to są typowe dla Medellin (kraj Paisow ;)). Jakim zaskoczeniem dla nich było, że u nas też to jest!
Hitem wieczoru byli staruszkowie muzykanci, którzy za 5.000 COP uraczą Cię piosenką na trzy gitary! Przeurocze! Bez empanad nie mogło się obejść ;)!
Nie odnaleźliśmy w gąszczu ulic lokalu z muzyką na żywo, ale to nic!
Następnie udaliśmy się do Jardin las Lleras, by słuchać naddzierającego się MC Kubańczyka przy kawce i drinkach.
Pogoda nie dopisała - wciąż mżyło.
21.09.2008 (niedz.)
Medellin. Fernando
Jak na niedzielę przystało zacząłem od mszy w katedrze, jako odmiana od dawna wraz z Eucharystią :)!
Zaś nieco się szlajałem po okolicy Parque Bolivar, Parque San Antonio, Parque Berrio - robiąc zakupy.
Info: nie ma za bardzo “ferii” (rynków, targowisk) w Medellin :(… Wszystko się +- w okolicy centrum kupuje, też na ulicy.
Najważniejsze jednak było odwiedzenie dwóch lokali, gdzie się tańczy tango, bo nie wiem, czy wiecie - dla mnie to było zaskoczeniem - w Medellin istnieje wielu “wyznawców” tanga!
Club del Tango Homero Manzi
www.casatangohomeromanzi.com
Był zamknięty - nic dziwnego - niedziela południe. Milongi są w czwartki i soboty.Salon Malaga
Milongi są w czwartki i soboty.
Tutaj mnie spotkała miła niespodzianka. Zapytując “co i jak” manager zaprowadził mnie piętro niżej, gdzie - jak się okazało - jest sala do ćwiczeń tango. Akurat trafiłem na lekcję. Oprócz przyglądania się adeptom tango, nauczyciel specjalnie dla mnie wraz z “paisą” zaprezentowali mi tango. Zaś jeszcze dwie pary studentów się produkowały! Ludzie są przemili!
Następnie wróciłem do domu i udaliśmy się ok. 14-ej na mecz:
Deportivo Independiente Medellin vs Atletico Nacional (2:1)Niesamowite doświadczenie! Mój drugi mecz w życiu (poprzedni w Niemczech dla odmiany ;))! Nie jestem ekspertem, lecz wydaje mi się, że mimo wszystko jakoś wiele bardziej pokojowo wszystko przebiegało, mimo, że drużyny wybitnie antagonistyczne…Dużą niespodzianką była też możliwość oglądania jak się robi program na żywo z ciężarówce telewizyjnej przy stadionie (Berta pracuje w “Une” - kanał telewizyjny). Jeszcze większym zaskoczeniem było zobaczenie mojego znajomego z pracy Fernando - Alejandro - prezentującego mecz w telewizji!
Wieczór spędziliśmy w domu, zaczynając smakując tronja - grejpfrut, a kończąc “jammując” na dwóch gitarach akustycznych do nocy! Trzeba Wam wiedzieć, że Fernando może mieć z 50 lat, ale młody duchem wielce! I tyle wspólnych zainteresowań! J
Z ciekawostek “bocadillo“, co znaczy w Hiszpani “kanapka”, tutaj rozumiane jest jako skondensowana marmolada ;)!
22.09.2008 (pon.)
Medellin. Fernando
Dziś / jutro się zaczyna jesień - wcale tu tego nie widać ;)…
Dzień na nadrobienie bloga.
Po południu idę się spotkać z Ks. Mariuszem, bośmy się nie nagadali ostatnio.
W nocy jadę autobusem Medellin - Bogota (40.000 COP, 9h).