18.08.2008 (pon.)
Quito. Ty (Jeff)
7:00 Autobus do Mindo (2,5 USD, 2,5h).
Z drogi pick-up´em do wioski (0,50 USD).
MINDO jest malutkie i urocze. Faktyczne roślinność “dżunglowata”, mnóstwo motyli, ptaków, super ciekawa czarna jaszczurkę z kolorowymi pasami udało mi zobaczyć, oprócz tego wilgotno i parno.
Udałem się do Mariposario (3 USD, 15 min., 5 min. z przewodnikiem). Jest to miejsce, gdzie hoduje się motyle. Niby można zobaczyć ze 20-a rodzajów. Mi się udało może 5-6 (ponoć pogoda była brzydka i motyle się “rozleniwiły”; zamiast swe wdzięki prezentować - kimały ;))!
Następnie wycieczka piesza przez “dżunglę” (tylko można iść drogą dla samochodów, bo reszta zarośnięta “nie-do-przejścia”) do Balneario Nambillo (3 USD). Jako, że pogoda była średnia, a ja czyściutki, nie skorzystałem z kąpieliska ;). Można tam ponoć wodospad zobaczyć (a tych sporo się w Banos naoglądałem) i nawet z jakiejś wysokości skoczyć.
Tak, czy owak, spacer bardzo miły :)!
Po drodze można się przejechać 530m Terabita (kolejka linowa, 5 USD), która prowadzi do szlaku z siedmioma wodospadami. Zajmuje wycieczka ponoć 4 godziny, a ja tyle czasu nie miałem (nie wspominając o widzianych juz wodospadach ;)), więc zadowoliłem się widokiem z nad kolejki.
Poniżej można skorzystać z Canopy (przejażdżka po linach nad dżunglą; 15=>10 USD - 13 lin, 5 USD - 3 liny, 2,5 USD - 1 lina). Ja wybrałem wariant średni, jako, że coś moje kalkulacje szwankowały i maluśko “zielonych” z Quito zabrałem…
Naprawdę fajne przeżycie! Nawet w trakcie jazdy można fotki robić!
Wróciwszy do Mindo, tak naprawdę nie było wiele do roboty…
Odbierając plecak z informacji turystycznej dowiedziałem się, że jest w Mindo (a przynajmniej “może być” polski ksiądz - a takiego juz od dawna poszukuję! :)).
Udałem się we wskazane miejsce (na przeciw hotelu Samaihuku) i trafiłem na teren należący do kościoła.
Księdza jedna nie było… Okazało się, że nie z Polski, tylko Niemiec, ale koniec końców Lenner Aristo Saazar Moreira - strażnik, na me pytanie, czy mogę tu rozbić namiot (jako, że do „z góry upatrzonego miejsca” było daleko i deszcz akurat zaczął padać) odparł, że mogę się w cabani (domu drewnianym) przeznaczonej dla pielgrzymów zatrzymać
muy buena gente (dobrzy ludzie) :)!
Cały teren jest nowy, domki są jednoosobowe, czyściutkie, przytulne. Kościół jest mega klimatyczny (wraz ze stunogim stworem na ścianie), który był tylko dla mnie (kościół, nie stwór).
Piękny wieczór spędziłem :)!
Podsumowując: kiedy jestem sam i trochę mi nudno/smutno, często zdarza się cos super zaskakującego (jak spotkanie trenera BJJ na Rucu Pichincha :))! Zycie jest piękne!