09.06.2008 (pon.)
Sucre. Wolfgang
Witajcie po dłuższej przerwie! Wszystko u nas dobrze!
Dziś dzień organizacyjny: Internet, pranie, kserowanie przewodnika dla Wolfganga, szycie (oj popruło się nieco, popruło ;)), dentysta…
Lewa, górna szóstka po potraktowaniu jej w Argentynie, w El Bolson poczuła się niedopieszczona i wymaga opieki… Dziś po raz trzeci ktoś się do niej dobierał, a jutro powtórka…
Odłamał się ząbka kawałek i trzeba było iść do dentysty… Ponoć pan Włoch z El Bolson nie doczyścił dobrze… Dziś opatrunek, jutro wiercenia i wypełniania ciąg dalszy…
To tyle z prozy życia, a poza tym to… Jest super!
Mamy super waruneczki sypialne, wreszcie jest ciepło, papu mniam-mniam, no i taniutko!
Trochę nas straszą, że okradają tu turystów i to niewybrednie, więc jakby była informacja, żem chory i np. potrzeba x tys. EUR na operację, to znaczy, że nie jest dobrze, bo to ściema i należy sprawdzić wyciągi z banków, czy nie było w ostatnim czasie mnogich wypłat z bankomatu, a przede wszystkim powiadomić Interpol…
Ale póki co - bombastic!
A tak było do tej pory… [vide poprzednie wpisy]
10.06.2008 (wt.)
Sucre. Wolfgang
Część dalsza dentysty… Polecam;):
Dr. Alvaro Bravo
Bolivar •402
Tel. 6421277
odontobrvos@hotmail.com
Wolf pokazuje nam 1.200m2 dom… Bajka… Może kiedyś :)… Dawniej domy w kwadrach rozciągały się od jednej ulicy, do drugiej.
Dom był podzielony na kilka części, kilka tarasów o różnych funkcjach: ubojnia, ogród, relaks…
Ewa kupuje bilet na 06.08.2008 do Madrytu, z Limy.
W ramach powszechnych protestów [Boliwia to niespokojny kraj], nawet “mercado” nam zamykają i nie mamy się gdzie posilić…
W Sucre w związku z ogólnym niezadowoleniem odbywa się pokojowa demonstracja, ale strajki - blokady dróg - trwają wciąż…
Trudno przewidzieć, jaki będzie rozwój sytuacji…
Kościoły są otwarte ok. 7 rano i ok. 19 na msze…
Naprawdę odczuwa się, że mają swe lata…
Nieco w hiszpańskim stylu, z mnóstwem krwi przedstawiając na przykład Pasję…
Udajemy się na przedstawienie folklorystyczno-taneczne: “Origenes” (we wtorki dla studentów dwóch - 85 BOB, ok. 15 PLN / os.).
Główną “macherką” jest partnerka naszego gospodarza - Ampara.
Super!!! Polecamy! Wszystko mega profesjonalnie: taniec, dźwięk, muzyka, światło, lokal :)))!
Drinki 15 BOB (ok. 5 PLN): pisco saure i chuflay ;)!
11.06.2008 (śr.)
Sucre. Wolfgang
Kolejny dzień organizacyjny: załatwianie formalności z ubezpieczeniem ząbka, poczta, internet (słabo tu chodzi) i nieco zwiedzania!
12.06.2008 (czw.)
Sucre. Wolfgang
Dziś pobudka o 6.00 i wreszcie się nieco wyrywamy z miasta!
Udajemy się na dworzec Yurac Yurac (”biały biały”) autobusem nr 1 (1 BOB, ok. 0.30 PLN).
Stamtąd miały jechać - wg info z informacji turystycznej - autobusy / “camiones” (ciężarowki) do Chataquila - kaplicy położonej w pobliżu Sucre, gdzie znajduje się punkt wypadowy na treki.
Fakt: transport był, tylko musielim 2,5h czekać na odjazd. W końcu pojechalim ok. 10.30 (6 BOB. ok. 2 PLN).
Kaplica taka sobie, obok “schron” dla pielgrzymów.
Należy zaznaczyć, że ze względu na ogólne złodziejstwo spowodowane jeszcze bardziej powszechną biedą, w Boliwii wszystko zamykają (a w szczególności kościoły)…
Ciekawym jest, że na skałach za kaplicą chrześcijańską są miejsca kultu Indian Pachamamy - małe ołtarzyki…
Okolica jest natomiast niezwykła widokowo!!! W ciągu dwóch dni widzieliśmy skały kolorów: zielonego, żółtego, brązowego, fioletowego, czerwonego i wiele innych!
Udajemy się do miejsc, gdzie są petroglify: Incamachay i Pumamachay. Bardziej zwraca naszą uwagę Incamachay. Znajdują się tam malowidła pod swego rodzaju “daszkiem” kamiennym, które mają ponoć 2.500 lat.
W Pumamachay pojawił się nie wiadomo skąd autochton i za otwarcie kraty, chciał 10 BOB (ok. 3 PLN).
Należy zaznaczyć, że widać dokładnie tyle samo zza kraty, jak i będąc w środku. Na dodatek, bez WŁASNEJ latarki nic się nie zobaczy, a “strażnik” takową nie dysponował…
W czasie naszych wędrówek napotkaliśmy też inne mało przyjemne standardowe zjawisko, mianowicie takie, że dzieci bezpardonowo, nawet nie proszą o słodycie (”dame pastilla“), tylko używają trybu rozkazującego…
Dorosła ludność wiejska natomiast życzy sobie pieniążki za foto…
Po obejrzeniu malowideł poszliśmy “skrótem” wzdłuż rzeki, oczywiście gubiąc się nieco i wisząc na prawie pionowych skalach…
No cóż, może taki dowcip “strażnika”, który nam wskazał ten skrót za karę, że nie chcielim dać drobnych i musiał drałować do chałupy po “cambio” (resztę)…
Ostatecznie dotarliśmy po ciemku do Chuanca, gdzie o dziwo były swa sklepy i rozbilim się przy Centrum Turystycznym.
Należy pamiętać, że trudno o obiektywny czas treków… Nasze czasy raczej były poniżej średniej - może przez błądzenie…
Wspomnieć też wypada, że droga w pewnym momencie po prostu się oberwała i jej nie było…
13.06.2008 (pt.)
Chuanaca. Namiot
Z Chuanaca udajemy się do Marague, po drodze przechodząc bosymi stopami 20m lodowatej wody.
Wszystko jednak wynagradzają przepiękne widoki!
Mijamy wieśniaków, ich proste chaty, zwięrzeta… Jest to rejon znany z przędzenia i wyrobów tekstylnych.
Można zawitać do pierwszej lepszej chaty i jak się zna quechua i zagadać, czy nie mają czegoś na sprzedaż ;)!
“Camiony” jeżdzą o nie wiadomo których godzinach, ale raczej ok. 12-14 np. z Quila Quila i także z Chuanaca ponoć…
My po dotarciu do Maraguw i obejściu całej wiochy, która z folderu wygladała bardziej interesująco niż La Paz, stwierdziliśmy, że nic tu ciekawego nie ma…
Sklep za 2h MOŻE otwierają i na transport do Sucre musielibyśmy do jutra czekać…
Napatoczył się jednak jakowyś jeep z turystami z Quebecku i dogadalim się, że nas zabiorą do Sucre! Hurra! :)))
Po drodze fajne “miradory” [punkty widokowe], wizyta w chacie tkaczki i ślady dinozaurów na poboczu drogi ;)!
W Sucre na mniam-ryneczku tojoria - kleik podobny do ryżowego i api - słodyczy mnóstwo, ale poprawilim konkretem ;)!
Czasami nie wie się, co się zamawia. Gdy kosztuje to 10 BOB (3 PLN) na dwie osoby, jakoś się człek nie głowi za bardzo… Najwyżej będzie na zaś!
14.06.2008 (sob.)
Sucre. Wolfgang
Wizyta na Recolecie, skąd się roztacza piękny widok na miasto.
Dziś chcemy wydostać się z Sucre do La Paz (70 BOB, ok. 23 PLN), bo blokadami dróg bardzo straszą…
Btw: ponoć są polscy księża w kościele św. Franciszka, ale nie dotarłem do nich.
14.06.2008 (sob.)
Sucre. Wolfgang
Ostatni dzień w przecudnym Sucre. Trochę czujemy niedosyt tego miasta, gdyź nagromadziło się dużo rzeczy do zrobienia, przez co po kilka godzin dziennie zamiast spacerować po mieście siedzieliśmy przed monitorami komputerów…
MW: z rańca udało się jeszcze pójść kilka kwadr w górę od miejsca, gdzie mieszkalim, na Recolete – śliczny widok na miasto - oraz odwiedzić poprzedni dom naszego gospodarza – obecnie Kolping Center.
Jak wspominaliśmy wcześniej, ostrzegano nas przed podróżą do La Paz. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że drogi wylotowe z miasta zostaną zablokowane przez strajkujących. Udałam się na dworzec w poszukiwaniu biletu autobusowego. Znalazł się i to nawet o 20 BOB tańszy, niż normalnie. 70 BOB (ok. 23 PLN) za autobus typu “cama” [łóżko]. O 18:00 byliśmy już na dworcu wciagąjac jeszcze przed podróżą empanady (mniam) i takie kulki ziemniaczane nadziewane mięsem (też mniam). O 19:00 ruszyliśmy w podróż. Światła w autobusie brakowało, tak więc nie zostało nic innego jak ułożyć się do snu. Podróż trwała 12 godzin. Po drodze zatrzymywaliśmy się kilka razy w jakiś małych wioskach, gdzie miejscowi już czekali przed swoimi straganami oferując herbatki, kawki, kanapeczki i co tylko mieli (o 2:00 w nocy!). Co do tych gorących herbatek były idealne, bo autobus nieogrzewany, a śpiwory nasze zostały zakopane w bagażniku tak, że marzliśmy co nieco.