27.05.2008 (wtorek)
Pitquia. Za posterunkiem Policji
O 8.00 am mamy autobus do Talampaya (13 ARS = 9.25 PLN). Około 10.00 am dobijamy na miejsce.
Ischigualasto (Valle de la luna) jest oddalone 20km od głównej drogi. Można się tam dostać tylko własnym autem lub z agencją - rezygnujemy…
Wstęp do Talampaya kosztuje 20 ARS (14.50 PLN). Poruszać można się podobnie, jak w Ischigualato: własnym autem wraz z towarzyszącym “guardaparque’iem“, bądź (tu dla nas ulepszenie) busikiem parkowym, tyle, że 45 ARS (33 PLN) za 2,5h wycieczkę.
No cóż… Już tu jesteśmy, mimo, ze nie “zwyklim” być typowymi turystami, jeśli chcemy coś zobaczyć, nie mamy za bardzo wyboru.
Trochę dżaźnią dowcipy opowiadane przez strażnika pewnie każdej wycieczce, ale cóż… Jest nas siedem osób: 2 Francuzów, Finlandczyk - studiują w Buenos, dwie Argentynki i my.
Park jest naprawdę śliczny! Dość fajnym bajerem jest echo, powtarzające się 4-5 krotnie, a to dzięki pionowym ścianom, wysokim na 150m. Krajobraz pustynny, nieco jak w Am. Północnej, w The Arches :)… Edukują nas też w “naskalnych wyżłobieniach” (jak to się nazywało?! ;))…
Wracamy stopem do Pitquia i stamtąd busem do La Rioja (7 ARS = 5.10 PLN). Gości nas przemiły Gonzalo (oczywiście z Gonzalezem pomyliłem ;)). Ma dwóch braci (m.in. Diego) i siostrę Veronicę. Przesympatyczny typ!
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica/ArgentinaPatquiaTalampaya#