25.05.2008 (niedz.)
Uspallata.
Wymuszony nocleg… A już planowaliśmy, gdzie iść poprzedniego dnia na milongę, do tangerii :(…
Łapiemy stopa i kto nas bierze?! Ten sam gość, co to wczoraj za 4,5h miał jechać! No cóż pojechał jakieś 13,5h później, ale kto tam by go łapał za słówka - ważne, ze jedziemy i to wiele szybciej niż górach :)!
To pewnie temat na osobnego posta - stop ciężarówkami… Na razie jesteśmy na etapie, że chyba nie chce nam się już gadać, no i trochę głupio, jak ktoś się pyta jak długo jeździmy, a my na to, że cztery miesiące… Poza tym są wolne i nie każdy częstuje mate ;)!
Z przyjemnych stron Uspallata należy wspomnieć, że powołując się na “Lonely Planet” właśnie w tej okolicy kręcili ” Siedem lat w Tybecie” z Bradem Pittem, “czylim” nie kłamał, że malownicze górki!
Dobijamy do Mendozy - już nie pierwszy raz! Ha! Stali bywalcy jesteśmy!
Znów niespodzianka! Święto Ojczyzny! Tym razem innej - argentyńskiej! Nie ma parad jak w Chile, ale na głównym placu prezentuje wojsko swój sprzęt, żeby ziomki wiedziały na co idą podatki (ale coś na Falklandach / Islas Malvinas Wam to nie pomogło, co?! ;)). Przyglądamy się też popisom clowna, co to nawet zauważył, że nie przemęczam się klaskaniem i musiałem sam nadrabiać zaś ;)!
Po drodze wcinamy lody argentyńskie, które serdecznie polecamy i jak na Dzień Boży przystało ładujemy na “misie” (misa = msza).
Zaś do naszych wesołych hostów zaopatrzeni w przednie winko za 13 ARS (ok. 9.50 PLN) / 1,25l :))).
Francuski kucharz niestety “pobrudził naczynia” ;), czyli przygotował naleśniczki z grzybami, inne z ruccolą, a do tego “zawijańce” z buraczków i sera - mniam! No ale gary trzeba było pozmywać!