02.05.2008 (pt.)
Mendoza. Lea
Po raz kolejny pobudka skoro świt i przemy do Santiago w Chile. Gdzieś za miastem (Andy widziane w całej okazałości!) łapiemy pana z ciężarówką, który jedzie do stolicy Chile. Razem z nim przekraczamy Andy. Niesamowicie miły ten Chilijczyk, zaprawdę.. Droga wije się na wysokości 3,5 tysiąca metrów. Tam tez mniej więcej znajduje się granica argetyńsko-chilijska - w środku tunelu. Widoki takie ze zabiera dech w piersiach. Serpentyny drogi w gore i w dol. Po drodze wiedzie droga na najwyższy szczyt w obu Amerykach - Aconcaguę. Mijamy tez Punta del Inca, gdzie sto lat temu lawina “zamiotła” hotel, a oszczędziła kościół stojący obok - cud niby takowy… Zabawna (?) rzecz: na granicy, jeszcze po stronie Argentyny znajdują się toalety, płatne. Przy stoliku Starszego Sedesowego wisi kartka z cenami: Argentyńczycy 1 ARS, Chilijczycy 1,50 ARS. Okazał się bardzo łaskawy, bo od Polaków skasował tylko 1 peso arg.!
Przekroczyliśmy granice, ale nasz kierowca miał jeszcze do załatwienia jakieś papierkowe sprawy - cło - w okolicach miejscowości Los Andes (90 km przed Santiago). Powiedział, ze potrwa to ok. 1 h. Zdecydowaliśmy się poczekać wraz z nim. O 21 (po ok. 4 godzinach oczekiwań) okazało się, ze tej nocy już nie pojedziemy. Na szczęście strażnicy parkingowi nie mieli nic przeciwko rozbiciu namiotu. Poza tym parking zaopatrzony był w piękne łazieneczki z cieplutka woda, tak wiec postawiliśmy nasz dom tuz obok ciężarówki i wszystko gra ;)! Taka niespodziewana przerwa zawsze służy nauce hiszpana i studiowaniu przepastnego przewodnika ;)!