04.03.2008 (wt.)
Bahia Blanca. Pociąg.
Dojechaliśmy szczęśliwie ok. 9.00 do Bahia Blanca (z Buenos to prawie 700 km).
Pociąg z serii “wrakowatych” środków transportowych (podobnie jak statek po Jangcy w Chinach ;)), niezidentyfikowany system oświetlenia - raz gaśnie, raz się zapala, wiekowy sprzęt, ale z pozytywów: bardzo duże, wygodne fotele, a co ciekawsze można ja obracać o 180 stopni w zależności od kierunku jazdy!
Niezapomnianym przeżyciem jest tez wizyta w toalecie, całej wyłożonej stalą nierdzewną, lecz kompletnie bez światła! Żarty na temat używania czołówki w kibelku, okazały się całkiem trafne i do wykorzystania w rzeczywistości ;)!
Spotykamy na dworcu autobusowym parkę Szwajcarów, która robi podobna trasę jak my.
Wyjeżdżamy nieco za miasto (w kierunku skrzyżowania dróg 3 i 22), by łapać stopa (bus 5.70 pesos/os.).
W Argentynie są punkty kontrolne na drogach, ale nie doszedłem do tego, co dokładnie tam sprawdzają (jedzenie?).
Zaraz po opuszczeniu autobusu pytamy kierowcę TIRa, który zaparkował niedaleko o drogę i oferuje nam podwózkę 2km do skrzyżowania. Po chwili się okazuje, że jedzie do Puerto Madryn i możemy się zabrać. Tego właśnie nam było trzeba, ale niespodziewanie łatwo i szybko nam poszło!
Daniel jest super: uczy się języka polskiego, a my pękamy ze śmiechu z jego wymowy ;)!
Pijemy pyszna yerba mate (”ziołową trawę”) jadąc ciężarówą.
Podróż zajmuje nam cały dzień, praktycznie z 2-oma małymi przerywnikami. Wciąż tylko stepy / pustynia po obu stronach drogi.
Daniel jedzie do fabryki aluminium. Jest tak kochany, że podwozi nas tak daleko, jak tylko może dojechać ciężarówką do miasta. Miasto ze wzgórz, nocą, wygląda cudownie!
Mamy za sobą kolejne 700km i jest ok. 23-ej.
Długo nie szukamy miejsca na namiot (inżynierowie z Petrobudowy) ;)!