28.02.2008 (czw.)
Buenos Aires. Bus.
Udajemy się do Lary. Szybko spada z domu i tyle ją widzieliśmy, ale mama jest bardzo sympatyczna i pomocna.
Buenos wita nas burzą od dawna nie spotkaną! Ponoć w zeszłym roku po raz pierwszy do 80 lat padał śnieg tu - dziwy natury ;)!
Lunch jada się tak: sałata z cebulka, oliwa; zaś międzynarodowy makaron ze szpinakiem i posypany serem, do tego nieco grochu i gotowanej marchewki - mniam! Winko zaś - wiadomix!
Buenos oprócz pogody bardzo mile nas zaskakuje: czujemy się bezpiecznie, brak żebraków i wymuszaczo-naciągaczy. Ludkowie ucinają sobie pogawędki spokojnie.
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica/ArgentinaBuenosAires
29.02.2008 (pt.)
Buenos Aires. Lara / Estela.
Casa Rosada - na Plaza de Mayo. Muzeum - powiedziałbym - polityczne. Z ciekawostek: nie wszyscy są fanami Evity, a poznać to można po uszkodzonym obrazie - oczęta podrapane, szyja, jakby ktoś chciał podciąć ;)…
Podążamy na La Boca - dzielnicę włoskich imigrantów, którzy resztkami farby ze statków malowali swe domy, co dało efekt bajecznie kolorowy (Caminito). Teraz to chyba najbardziej turystyczne miejsce (ble!) w BA, jakie odwiedziliśmy i mieszkają tu emigranci z Peru i Boliwii.
W wielkim pośpiechu, rzutem na taśmę udaje nam się zdążyć na trening capoeira z Damianem. Tym razem ćwiczymy obydwoje w tym, co akurat mamy na sobie ;)!
Ludzie są w Buenos bardzo przyjacielscy i sympatyczni: idąc z birimbauem ulicą, starsza pani zapytała o nazwę instrumentu, ziomki przyjacielsko pytają, gdzie są treningi capo, innym razem rozpracowując mapę podeszła do nas kobieta i po angielsku zapytała, czy może pomoc, innym razem pół autobusu pomagało nam znaleźć cel naszej podróży, którego sami nie byliśmy pewni ;)!
Pyszną milanesę (taki schnitzel) wciągamy na kolacje, a zaś na domówkę z Damianem. Po drodze jedno pranko “po mordach” widzimy, co nas zaskakuje, bo mamy wrażenie, że Argentyna jest wiele bardziej bezpieczna od Brazylii.
01.03.2008 (sob.)
Buenos Aires. Lara / Estela.
Przenosimy się do Jorge.
Muzeum Sztuk Pięknych - ciekawe żywe kolory malarstwa argentyńskiego.
Fajną rzeczą w Buenos jest, że można sobie zakupić w supermercado np. jakaś mięsną potrawkę i na miejscu ją podgrzać w mikrofali. Na dodatek dają jeszcze darmowe sztućce! Ogólnie ceny podobnie jak w Polsce. Rewelacją jest dulce de leche (coś jak nasze mleczko w tubce) za 450 g dajesz 2 peso (1 peso arg. = 0.8 PLN)! Mięso jest tańsze niż u nas, wino i lody też!
Musimy przyciąć komara, bo trochę zarwaliśmy poprzednią noc i ta się nieźle zapowiada.
W końcu o 2-ej dostajemy info, gdzie się spotykamy z Damianem i jego znajomymi: Pop City, San Martin 600 (15 pesos i drink w cenie: Cuba libre, Gracie Batizo). Mnóstwo ludzi, muza hiciarska, ale w rockowych klimatach, żadne dicho, ale ziomki raczej stoją niemrawo podrygując, a o tańcach w parach nie wspomnę… Trochę rozczarowanie ogarnia, jak na latino gorąca krew i mieszkańców miasta tanga… My tam bawimy się po swojemu, z wykrętasami i jest git! Tylko późno… Imprezy zaczynają się po północy często domówką (biforka), zaś ok. 2-ej do rana do knajpy - taki styl.
02.03.2008 (niedz.)
Buenos Aires. Jorge.
Dziś pobudka późno, bo szliśmy spać ok. 6 rano po argentyńskiej party!
Poprzedniego dnia zamknęli nam Recoletę (cmentarz), więc dziś poprawka! Cmentarz można porównać do takich jak: cmentarz na Rossie w Wilnie (ten nie jest tak zielony), Cmentarz Łyczakowski w Lwowie (ten nie jest tak duży), cmentarz Per Lachaise w Paryżu - więcej fajnych nie pamiętam ;)…
Recoleta jest stosunkowo kompaktowa i podobnie jak ulice w Buenos posiada prostopadle uliczki. Nie jestem pewien jak to nazwać: sarkofagi / mauzolea są wysokości małych, czasem dwupiętrowych domów, ozdobione figurami aniołów, świętych - robi niesamowite wrażenie. Udaje nam się też znaleźć grób Evity.
Obok cmentarza są targowiska artystów.
Jedziemy na 17.00 na z dawna wyczekiwany kurs tanga argentyńskiego (jednak jest na 18-ą! ;)). W centrum kulturalnym tańczą sobie raczej starsi państwo, ale za to z jaką klasą! Bardzo sympatycznie, tylko małe problemy z interpretacją, co do nas mówią ;)!
W pobliżu na San Telmo w niedziele są targi antyków, a jak zawsze przy takiej okazji dużo dzieje się na ulicach: zespoły muzyczne, lalkarz, artyści różnej maści, nawet Charlie Chaplin się trafił i uliczna parada bębnową (na którą się w Brzylii nie załapaliśmy)!
Nie udaje nam się znaleźć w pobliżu iglesii i znów autobusem (0,90-1 peso) na Recolete do Nuestra Senora de Pilar - śliczny kościół sam w sobie. Msza młodzieżowa wbrew obiegowej opinii całkiem oblegana. Po drodze spotykamy dwie Argentynki, które poznaliśmy w Brazylii, Stela Mariz. Cóż za zbieg okoliczności! W 13-o milionowym mieście!
03.03.2008 (pon.)
Buenos Aires. Jorge.
Dziś mamy dzień organizacyjny: włączanie roamingu w komórce argentyńskiej (numer +54 9 11 6569 1210), kupno gazu do kuchenki (0.35l za 49 pesos), ksera, gotowanie, pranie, wypłata pieniążków z bankomatu no i sieć - proza życia :)!
O 19.40 jedziemy pociągiem do Bahia Blanca (35 pesos / os.).
Starter komórki Personal kosztuje 20 pesos. Doładowania po 12 i 20 pesos.