26.02.2008 (wt.)
Santana do Livramento (Brazylia) / Rivery (Urugwaj). Bus z Porto Alegre.
Jeśli wam się wydaje, że to takie jest oczywiste, że pieczątki w paszporcie po dwóch stronach granicy daje się prawie w jednym miejscu, to pewnie w większości przypadków macie racje. Tym razem jednak byście jej nie mieli ;)!
Chcąc otrzymać pieczątkę równoznaczną z wizą wjazdową do Urugwaju (już po przekroczeniu granicy) drałujemy chyba z 1/2 h, by się dowiedzieć, że najpierw musimy mieć pieczątkę wyjazdową z Brazylii, czyli butujemy to samo 1/2h co w tą stronę + kolejne 1/2, gdzieś w zupełnie innej części miasta…
Granicy w ogóle nie widać. W pewnym momencie samochody mają inną rejestrację i tyle. Zdobywając upragnioną pieczęć wyjazdową z Brazylii udajemy się ponownie do urzędu po stronie urugwajskiej… Ufff…
Autobus na szczęście akurat odjeżdża do TACUAREMBO.
W Urugwaju ludki pijają yerba mate, dzierżąc w jednej ręce coś a la kubeczek ze srebrną słomką (mate z bombillą), a w drugiej termos.
Nie wiem, jak byśmy mieli przejąć ten zwyczaj w plecakami z przodu i z tylu ;)!
Bardzo pokojowo i mnóstwo starych gruchotów na ulicach - super klimat.
Ceny nieco niższe niż w Brazylii.
Zwiedzamy muzeum gauchos (ichni kowboje) i Indian - małe, ale warto!
Nasz pierwszy stop w czasie podróży. Najpierw do jakiejś fabryki tylko kawałek, a zaś z murzynem (!) gaucho w pantalonach za kolana i czerwonych (!) paputach aż do VILLA EDEN (rajska dolina ;)!
W Urugwaju nie tylko auta są stare - na jednej z bocznic w VILLA EDEN udało się namierzyć totalnie zdezelowane dwa wagony - rdzawe.