21.08.2008 (czw.)
Autobus Coca - Quito
Szybko udaje się do Casa de la Ninez po plecak i z powrotem na dworzec na autobus do Tulcan (4,80 USD, 5h).
Musze przyznać, że od “artesanias” w Coca dowiedziałem się, że można z Lago Agrio bezpośrednio przekroczyć granicę z Kolumbią… Ja miałem plecak w Quito (obawa przed utrata aparatu) i jakoś mój przewodnik nie wspominał tego przejścia granicznego, a może przeoczyłem…
Z drugiej strony może i dobrze, bo pewnie przez Tulcan bardziej bezpiecznie (choć na pewno mnie to drożej wyszło ;)).
Z Tulcan busem miejskim do jakiegoś parku, zaś minibusem do granicy.
Na granicy celnik ekwadorski miał problem (co znaczy, ze JA miałem), bo moich danych nie było w systemie (pewnie z La Balsa przez miesiąc nie zdążyły dojść, bo to przecież drugi koniec Ekwadoru ;))…
Musiałem się na ksero paszportu wykosztować, ale ok ;)… Taki był warunek: albo ksero, albo nie puszczą ;)!
Ogólne dane o EKWADORZE, jako, że go opuszczam (rychło w czas ;)): 22 prowincje, 12.5 mln mieszkańców, 14 plemion indiańskich :)!
Na granicy kolumbijskiej natomiast mnie o wizę uprzejmie poprosili… Trochę trwało zanim uwierzyli, że od całkiem niedawna Polacy nie potrzebują wizy do Kolumbii… (ponoć w portach lotniczych wydaja na 90 dni, na “ziemi” tylko na 60 dni - choć różnie mówią…).
Wymieniajcie pieniądze na granicy - lepszy kurs niż np. w Popayan (1.770 a 1.700 / USD).
Z granicy busikiem do Ipiales (oj… 3-4x droższe transporty w Kolumbii niż w Ekwadorze - średnio 5.000 COP za 1h jazdy, co oznacza 60 km/h).
Z Ipiales niby ok. 350 km do Popayan, więc myślałem, że 4h i jestem na miejscu, ale wcale nie! 7-8h, a po prawdzie 9h! (30=>25=>20.000 peso).
O 2.30 zlądowałem w Popayan i przezornie wziąłem SAM taxi do Oscara (3.500 peso).
22.08.2008 (pt.)
Autobus Ipiales - Popayan. Popayan. Oscar
POPAYAN jest maluśkie, ale milusi - “kolonialka” (w sumie to w Polszy też mamy mnóstwo budynków z XVII-XVIII w. i nikt nie robi z tego wielkiego “halo” ;))!
Wspiąłem się na El Morro (punkt widokowy), poszwędałem się po mieście - mnóstwo kościołów, biało, miło, ludzie sympatyczni, jedzenie nieco (30%) droższe niż z Ekwadorze, ale super miły host (25l.)!
Słabe kursy walut w kantorach (brak turystów). Można na placu głównym w sklepie z butami wymienić dolce (kurs ten sam co wszędzie)!
Ok. 15-ej udajemy się na trening MMA :)! Super fajne: ogólnorozwojówka, judo, boks, kopnięcia! :)))
Czuję plecy od uderzeń, a bardziej machania rękoma - dawno nie ćwiczyłem, ale jest takie “dobre zmęczenie” po treningu!
Mała drzema, pranie, jedzonko i sympatyczne rozmowy po nocy, bo Oscar to “sowa” (a ja “skowronek” ;)).
23.08.2008 (sob.)
Popayan. Oscar
Na “dzień dobry” przez mych bliskich zachwalany “Dr. Strangelove” Stanley’a Kubrick’a - super! Polecam chyba w podobnym stylu opowieść “12-u gniewnych ludzi” :)!
Tutaj wszystko wolno się dzieje, więc przez 12-a wygrzebalim się na kąpanie w rzece (1.400 peso bus), kolo Lactae (?), w stronę Cali.
Zaś obiadek (prawie 6.000 peso, tamales de pipian, ojaldram, rosquilla, wcześniej arepa - kukurydza z serem), później komputerek :)! Z życia nocnego nici…