26.07.08 (sob.)
Cuenca. Ximena
Jak pięknie się wyspać w łóżku!
Podróżowałem od dnia przedniego - pobudka o 4:30am, do ok. 23-ej wczoraj, czyli 42,5 godziny śpiąc tylko w busach i na budowie ze dwie godziny…
CUENCA sprawia wrażenie bardzo miłego miasta. Ekwador wygląda na kraj wiele bogatszy niż Peru. Ludzi są jakby “normalniejsi” ;)…
Informacja turystyczna jest chyba na razie lepsza niż w Argentynie - dotychczasowego lidera ;)! Mają prawie do wszystkiego foldery, także do miejsc bardzo odległych, od tych, w których chce się uzyskać informacje!
Trzeba zrobię pranie dziś, a co z tego wynika zakupić “pantalony”, czyli po prostu spodnie, bo do tej pory posiadałem jedne, a żeby wyprać i nie paradować w samych galotach, potrzeba nowych ;)! Udaję się zakupić “hippie - pantalony” za 5USD (z 7USD). Dokładnie typ boliwijski, jak Ewa zakupiła w La Paz - welcome to the club ;)!
Jeśli ktoś by potrzebował naprawić elektronikę, to autoryzowany serwis większości marek w Cuenca jest przy Feria Libre. Firma zwie się Asitec. Niestety na obejrzenie mojej machiny do golenia potrzebowali za dużo czasu, więc nie zostawiam (broda rośnie ;)). Spróbujemy w Quito :)!
O 14-ej Ximena miała robić - od Argentyny nie słyszaną “parilla“, czyli grillowanko - z okazji swoich poniedziałkowych urodzin.
Po przybyciu na ustaloną godzinę, okazało się, że ze względu na kiepską pogodę, przesunięte obchody zostały na dzień jutrzejszy - niedzielę.
Nie przeszkodziło to zupełnie w wetknięciu śwince morskiej (”cuy“) - gigantowi - kija (grubaśnego) w tyłek i pieczeniu jej przez godzinę na rozżarzonych węgielkach ;)!
Miała być tylko “cuy“, a skończyło się na podobnie jak danie główne na gigancie, tym razem obiedzie: rzeczona świnka, kurczol, platanos (tu zowie się “platanos” banany do pieczenia, w przeciwieństwie do “gineo” - babanów, do których jesteśmy przyzwyczajeni w Europie, są jeszcze “platanos verdes” - do gotowania), ryż i “patatos” - pyrki ;)!
Biesiada się nieco przedłużyła - trwała bodajże ze trzy godziny…
Po tak obfitym posiłku nie pozostało nic innego do zrobienia, jak po cieżkiej pracy odpoczać minutkę (1,5h) ;)! “Gracias a la vida, que me he dado tanto” - że tak zacytuję :)!
Pod wieczór wymiana pirackiej muzyki i na miacho - “Saturday night” ;)!
Niesamowitym jest, że na drugim końcu świata spotkałem osobę, która też słucha niemieckiej grupy dancehallowej Culcha Candela (a gra w niej jeden Polak)! Roy jest cool!
27.07.08 (niedz.)
Cuenca. Ximena
Jak na niedziele przystało, na 9:30am do katedry na mszę. Znajduje się tam ogromny pomnik Jana Pawła II i po raz kolejny z jednej strony poczułem się dumny, że jestem rodakiem tak świetnej osoby, a z drugiej strasznie smutno, że już Go z nami nie ma…
W Cuenca w niedzielę większość muzeów jest zamknięta. Jedno co się ostało i utwierdziło mnie w przekonaniu, że ten typ nie jest stworzony dla mnie, to Arte Moderno (mimo, że darmo).
Pogoda wciąż nie dopisuje, ale tragedii nie ma (jak mawia mój szacowny brada ;)), więc zrobiłem sobie spacer po mieście, wzdłuż rzeki, po drodze ogladając most, który zawinęła rzeka, gdy jej akurat wielce wody przybyło ;). W pobliżu można zobaczyć też inkaskie ruiny, bo przecież Cuenca to miejsce urodzin wielkiego wodza inkaskiego Wayna Capac ;)!
Ok. 14-ej zaczęły się montować przełożone z wczoraj urodziny Ximeny! Stawiło się nawet kilku ziomków białych z Austrii! Z fajniejszych rzeczy, to uczylim się salsy (a Kolumbia - stolica salsy - już blisko! ;)), robilim naleśniory i narodowy, bądź regionalny drink - Zhumir - obalalim.
Zhumir przyrządza się tak: na ćwiartkę dodaje się 1,5l wody (no może w Polsce nieco mniej ;)). Najpierw ową wodę, bez napitku się gotuje, zaś dodaje cynamon i “pomarańcze”(naranjillas), a dopiero na koniec dodaje się woltów ;)! Całość serwuje się na gorąco.
Tak mi się niektóre piosenki przypominają i zupełnie inaczej je odbieram podróżując:
“Now, I have got all the time in the world” :), albo
“I am all alone, like a rolling stone, without a home…”
28.07.08 (pon.)
Cuenca. Ximena
Kolejny dzień prób złapania mego szefa telefonicznie (Yes, Mr. W.O. - that is YOU ;)) - dziś próba komórkowa udana! Wynik pozytywny - na spokojnie :)!
Zaś do Muzeum Banku Narodowego Punapungo - super (3/1.50USD - stud.)! Wystawa archeologiczna, religijna, etnograficzna, numizmatyczna (mniej ciekawa), ale super były zmniejszone na skutek gotowania 3-4 dni w jakiś ziołach ludzkie głowy zmumifikowane - niesamowite… Muzeum jest ładniutkie: ma kilka pieter, porządeczek, opisy również po angielsku, choć nie wszędzie, jest darmowy Internet (! choć wolny), park ogromny, a także klatki z kolorowymi, wielgaśnymi papugami! Zdarzyło się tak, że prawie cały dzień tam spędziłem :)!
Wieczorek spokojny: stuku-puku na komputerku, co własnie czytasz, a zaś “Symetria” - wspomnienie Ojczyzny (”na ostro się kreci ;)) ;)!
29.07.08 (wt.)
Cuenca. Ximena
Dziś do Ingapirca - najciekawszego zabytku archeologicznego Ekwadoru!
O 9:00 i 11:00 są autobusy do INGAPIRCA (2.50 USD, 2h). Pogoda im bliżej celu, tym paskudniejsza…
Są to pozostałości twierdzy Inków. Trzeba przyznać, że w porównaniu z Peru, to nic specjalnego, ale w ogóle to całkiem ok. Wraz z trasą krajoznawczą oraz muzeum można się zmieścić ze spokojem w godzinkę.
Strasznie zimno i mnóstwo błota… To chyba na jakiś czas dosyć ruinek - kolejne - jak dobrze pojdzie - w Kolumbii!
Powrot jest o 13:00 i 16:00 (2.50 USD, 2,5h).
Na wieczór przewidywany jest filmik na laptopie!
Z ciekawostek dodam, że Ekwador to pierwszy kraj, gdzie zgadzaja się ceny z tymi z przewodnika LP (bo “sypia zielonymi”).
Jutro kieruję się do Puerto Lopez - nad morze, ogladać wielkoryby. Zaś może zostanę kilka dni w Parku Machalilla. Następnie do Baños i do Quito.
Mam nadzieję, do połowy sierpnia dobić do Kolumbii!
http://picasaweb.google.com/aroundsouthamerica